wtorek, 24 sierpnia 2010

Nowy etap

Nowy etap w zyciu rozpoczety.
Wypowiedzialam dzis prace. Wymarzona prace, wielu powiedzialoby.
Prace z domu, bez ograniczonych ram godzinowych, z czterema miesiacami platnego urlopu rocznie, wysoko wsrod alpejskich szwajcarskich szczytow.
Dlaczego?
By skorzystac z propozycji pewnego uroczego chirurga. Zamieszkac z nim i zobaczyc, czy warto bylo rzucic wszystko i przeniesc sie do Southampton. Tak naprawde nie wiedzac, czy to, co narodzilo sie pomiedzy szusowaniem na nartach a tarzaniem w swiezym sniegu, pomiedzy cialem jego i moim, nabierze glebszego smaku w Anglii.
Ivka bez pracy, bez planow, z glowa naelektryzowana marzeniami...
Ivka z definicji nie rzuca pracy dla mezczyzn. Ivka z definicji rzuca mezczyzn dla pracy.
Czyzby tym razem bylo inaczej?
Czyzby naprawde bylo warto? A moze los wreszcie postanowil utrzec mi nosa, w odwecie za swoj nie raz utarty nos?

Czy sie boje? Bardziej niz kiedykolwiek.
Ze moj chirurg nagle wykrzyknie just kidding, tut mir leid! i moje marzenie prysnie jak banka mydlana. Ze karta sie odwroci i Ivka, ktora dwom juz narzeczonym sprzed niemalze oltarza zwiala, dowie sie, iz mezczyzni rowniez z kobietami lubia w okrutne gierki grac.
Ze milosc od pierwszego (niech bedzie, drugiego, bo na punkcie chirurga oszalalam 15 godzin pozniej niz on na moim) wejrzenia wcale nie istnieje, bo glupia mrzonka i paskudna imaginacja jest, ktora nieszczesnego psikusa niejednemu juz splatala...

Czy sie boje? Przeokrutnie.
Wcale nie przeprowadzki, bo Anglia juz od dawna bliska mi ojczyzna jest. Wcale nie szukania pracy - nie raz to przetrwalam, przetrwam wiec jeszcze raz.
Boje sie wystawienia do wiatru.
Boje sie siebie. Zlamanego serca nie przetrwam, nie teraz. Gubie sie, gdyz tym razem stawka jest wyzsza niz zwykle. Doswiadczona kilkunastoma zwiazkami ze zdumieniem odkrywam, ze tym razem jest zupelnie inaczej. Ze rozrzucone skarpetki potrafia byc zaleta.
Albo to ja zupelnie sie zmienilam.  Koniec z nastoletnia Ivka, ktora okres nastoletnosci przedluzyla sobie o niebezpiecznych niemalze dziesiec lat. Koniec z zyciem na walizkach, gdzie cotrzymiesieczne przeprowadzki byly codziennoscia.

Czy sie boje? Najmocniej w zyciu.
Tak samo, jak najmocniej w zyciu obawialam sie slowa stabilizacja. To nie dla mnie, szalonego obiezyswiata, ktory nigdzie nie potrafil sie zatrzymac.
Nagle slowo stabilizacja zaczelo zyskiwac na znaczeniu. Slowo stabilizacja zaczelo nabierac wymiaru upragnionego. Slowo stabilizacja zawladnelo moim umyslem i wszelkie proby okielznania go spelzly na niczym. Butelka Pinot Gris oprozniona w samotnosci podniosla stabilizacje do drugiej potegi.
Ivka + stabilizacja = ?
Czy to rownanie ma jakikolwiek sens?

Oprozniajac kolejna butelke, tym razem wytrawnego Chardonnay'a, ten sens, jakkolwiek ulotny, widze. Intuicjo, nie zawiedz mnie!

3 komentarze:

  1. No wariactwo! Będzie o czym czytać na blogu :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Postaram sie nadrobic zaleglosci;) W koncu moge pisac jak czlowiek - wczesniej trza mi bylo starego grata komputra uruchamiac, bo na jablkowym nic nie wychodzilo!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ohhh!Nadrabiam i widzę masę zmian.Matko - tyle mnie ominęło przez ten cholerny sezon. Stabilizacja powiadasz-Ha więc dopadło i Ciebie?Miło, dobrze wiedzieć ,że nie jestem sama:)Trzymam kciuki :)

    OdpowiedzUsuń