środa, 13 października 2010

Zatyczki

Upiornie wczesnie o poranku obudzilo mnie lomotanie w sciany i wiercenie. Budowlancy. 
Osma niby przyzwoita godzina, pod warunkiem, ze nie kladzie sie spac o 3 nad ranem!

Siegnelam reka na druga strone lozka - Ch. nie ma!
Ledwo przytomna zwleklam sie do ubikacji, a tam rozerwane opakowanie po opatrunku - ki diabel, Ch. sie przez sen pokaleczyl?

Biegne do kuchni, a tam stoi Ch. z nozem w uchu...
- ???

No wiec... Zatyczki do uszu sobie biedak z gazy zrobil, bo mu budowlancy spac nie dawali i sobie je nozem w uszach upychal!


czwartek, 9 września 2010

Prawa strona

Ch. zdobyl sie na wyznanie.
Mysli o mnie czesto, niemalze bez przerwy. I czuje to - uwaga! - prawa strona glowy!
Opanowalam jego prawa polowke i ma wrazenie, ze zamieszkalam tam na stale.

To komplement, prawda?
Tylko co z ta prawa polkula? Ja tesknote odczuwam zoladkiem... A Wy?

czwartek, 2 września 2010

Strach

Jestem przerazona.
Wiem, ze wiekszosc z Was postrzega mnie jako dzielna, silna babke, przed ktora swiat stoi otworem.
Moze stoi, moze nie... ale ja sie cholernie tego swiata boje.
Moja przeprowadzka do Anglii staje mi kolkiem w gardle i dusi ze strachu, ze cos sie nie uda, pojdzie nie tak.
Boje sie do tego stopnia, ze nie potrafie juz racjonalnie myslec. Nie wiem, od czego zaczac i w co rece wlozyc.
CV najpierw? A moze asekuracja, w razie, gdyby Ch. w ostatniej chwili zmienil zdanie i nagle stwierdzil, ze wcale ze mna mieszkac nie chce? Po co aplikowac o prace w jego miescie wowczas?
Przeprowadzke juz zorganizowalam. Co, jesli bede musiala ja odwolac?
Co, jesli nie znajde szybko pracy? A oszczednosci rozplyna sie w przeciagu dwoch miesiecy?
Nie spie, nie jem, nie potrafie sie juz nawet cieszyc. I nawet rozplakac sie nie potrafie, choc zapewne to by na chwile pomoglo.
Niech mnie ktos przytuli, bo ja oszaleje!

Na jagody!

Pozne lato w pelni. Po kilku tygodniach paskudnego zimna i deszczu wreszcie zza chmur wyjrzalo slonce.
Ivka nareszcie przeprosila sie z Alpami (po mojej ostatniej wyprawie wszystko, co pochyle, zdawalo sie obrzydliwoscia byc) i w gory poszla.
Na jagody!

Spacer z zalozenia dwugodzinny zajal godzin ponad cztery. Bo te nieszczesne jagody wabily spod krzaczkow, nie pozwalajac mi ruszyc sie z pol jagodowych na krok. Jadlam, jadlam i jadlam, i nic w jedzeniu powstrzymac mnie nie moglo.
W domu nawet sie nie zdziwilam po spojrzeniu w lustro, ze cala wygladalam jak wielka jagoda, umorusana na purpurowo od stop do glow.
Technika moja zbierania jagod do pudelka byla zalosna. Ale jaka smaczna!
Dwa owoce do buzi, jeden do pojemnika... trzy do ust, jedna na dno...
W koncu pudelko sie zapelnilo, a ja przysieglam solennie zawsze od przydroznych handlarzy jagody kupowac. W krzyzu mi szczekalo, w oczach mienilo na fioletowo-zielono, juz nie mowiac o pajaku, ktoremu najprawdopodobniej w spacerze po krzaczkach jagodowych przeszkodzilam i w odwecie uzarl mnie w posladek!

Ale, ale - warto bylo:



Wiec od wczoraj zajadam sie nalesnikami z jagodami, owsianka z jagodami, koktajlem jagodowym, samymi jagodami... Pycha!

sobota, 28 sierpnia 2010

Odbilam faceta

Mocno nieswiadomie, ale jednak.
Swieta nie jestem i nigdy nie bylam. Panow, kochankow i narzeczonych troche sie przez moje zycie przewinelo.
Zepsuta do szpiku kosci jednak tez nie jestem. Zasady swoje mam i do tej pory byly one niezlomne.
Mianowicie: bedac w zwiazku innych panow poza swoim nie dostrzegam. A bedac singielka - zauwazam jedynie innych singli.
I w takiej glebokiej nieswiadomosci tkwilam, kiedy poznalam mojego pana chirurga.

Moze nazwijmy go Ch. - od chirurga, poznania w Szwajcarii jak dot-ch i inicjalu imienia?

Jego narciarski urlop, moj narciarski urlop, z dystansem do rzeczywistosci.  Z tak sporym dystansem, ze zadne z nas na powaznie nie bralo obietnicy ponownego spotkania. Na powaznie rowniez nie wzielismy wzajemnego przyciagania jak i tego, ze juz tydzien pozniej bede goscila u niego w Southampton.

I w owym Southampton Ch. potulnie wyznal, ze w jego zyciu od niemalze dwoch miesiecy gosci inna kobieta, poznana niedlugo przed poznaniem mnie!
Uczciwe rowniez wyznal, iz czuje sie jak schizofrenik, podwojnego zycia prowadzic nie umie i z owa pania znajomosc czym predzej zerwie, poniewaz to ja jestem wazna, poniewaz motylki czuje w mojej, nie jej, obecnosci, poniewaz to ja, nie ona, powietrzem dla niego jestem.

Jak obiecal, tak zrobil, pani z jego zycia zniknela, zostalam ja. Zostaly moje zdjecia na jego scianach. Mnie zostal klucz do jego mieszkania i klucz do jego prywatnych spraw.
I to mnie poprosil o wprowadzenie sie do jego malego krolestwa, jak jeszcze nigdy zadnej innej.

I choc uwiebiam go nad zycie, czuje sie przeokropnie. Nie czuje dumy, nie czuje tez zazdrosci, czuje... pustke? Chyba nie tak powinno byc.
Czuje strach. Bo skoro mi tak latwo przyszlo zdobycie jego, czy kiedys, jakiejs innej zolzie, nie przyjdzie rownie latwo odbicie jego mnie?

środa, 25 sierpnia 2010

Szczyt lenistwa

Ile czasu jestescie w stanie wytrzymac bez jedzenia?
Bez - mam na mysli pustke w lodowce, pustke w szafce i brak chociazby musztardy i keczupu; dozwolone jedynie posiadanie kawy, herbaty i ewentualnie soli.
No, ile?
Bo ja trzy i pol. Mija czwarty dzien glodowki i chyba wreszcie pojde na zakupy.

Problemem wcale nie jest brak supermarketu. Skadze - najblizszy spozywczak niecale piec minut od domu.
Na diecie rowniez nie jestem. Ivka + dieta = porazka, bo Ivka za bardzo lubi jesc.
Na brak pieniedzy rowniez nie narzekam. Rowny plik w portfelu az kusi, by go wydac.
Deszcz wcale nie pada. Gdyby padal, moglabym chociaz zwalic wine na niechec do chlapy. Ale to nie to.

W Anglii zakupy przywozono mi raz w tygodniu ciezarowka. Wystarczylo w sieci odbimbac to samo zamowienie co zawsze, wybrac godzine i o wybranej godzinie w domu byc. Ot, cala filozofia.
Ale tutaj, w mojej wiosce? Po zakupy trzeba isc. A potem je z powrotem przydzwigac!
Ivka to len patentowany. Mnie sie po prostu isc do sklepu nie chce! Chocbym glodem przymierala, zakupow nie lubie i nie polubie.

Stworzeniem piwno-kanapowym tez nie jestem, o nie! Co innego isc w gory. To lubie i na wysokie szczyty zawsze mi po drodze.
Moze zloze jakas petycje coby mi supermarket na szczycie Pierre A'voi postawili?

Tymczasem, ze skurczonym zoladkiem, potulnie do Migrosa na drugim koncu mojej ulicy sie przejde. Albo chociaz do piekarni tuz pod domem...

wtorek, 24 sierpnia 2010

Nowy etap

Nowy etap w zyciu rozpoczety.
Wypowiedzialam dzis prace. Wymarzona prace, wielu powiedzialoby.
Prace z domu, bez ograniczonych ram godzinowych, z czterema miesiacami platnego urlopu rocznie, wysoko wsrod alpejskich szwajcarskich szczytow.
Dlaczego?
By skorzystac z propozycji pewnego uroczego chirurga. Zamieszkac z nim i zobaczyc, czy warto bylo rzucic wszystko i przeniesc sie do Southampton. Tak naprawde nie wiedzac, czy to, co narodzilo sie pomiedzy szusowaniem na nartach a tarzaniem w swiezym sniegu, pomiedzy cialem jego i moim, nabierze glebszego smaku w Anglii.
Ivka bez pracy, bez planow, z glowa naelektryzowana marzeniami...
Ivka z definicji nie rzuca pracy dla mezczyzn. Ivka z definicji rzuca mezczyzn dla pracy.
Czyzby tym razem bylo inaczej?
Czyzby naprawde bylo warto? A moze los wreszcie postanowil utrzec mi nosa, w odwecie za swoj nie raz utarty nos?

Czy sie boje? Bardziej niz kiedykolwiek.
Ze moj chirurg nagle wykrzyknie just kidding, tut mir leid! i moje marzenie prysnie jak banka mydlana. Ze karta sie odwroci i Ivka, ktora dwom juz narzeczonym sprzed niemalze oltarza zwiala, dowie sie, iz mezczyzni rowniez z kobietami lubia w okrutne gierki grac.
Ze milosc od pierwszego (niech bedzie, drugiego, bo na punkcie chirurga oszalalam 15 godzin pozniej niz on na moim) wejrzenia wcale nie istnieje, bo glupia mrzonka i paskudna imaginacja jest, ktora nieszczesnego psikusa niejednemu juz splatala...

Czy sie boje? Przeokrutnie.
Wcale nie przeprowadzki, bo Anglia juz od dawna bliska mi ojczyzna jest. Wcale nie szukania pracy - nie raz to przetrwalam, przetrwam wiec jeszcze raz.
Boje sie wystawienia do wiatru.
Boje sie siebie. Zlamanego serca nie przetrwam, nie teraz. Gubie sie, gdyz tym razem stawka jest wyzsza niz zwykle. Doswiadczona kilkunastoma zwiazkami ze zdumieniem odkrywam, ze tym razem jest zupelnie inaczej. Ze rozrzucone skarpetki potrafia byc zaleta.
Albo to ja zupelnie sie zmienilam.  Koniec z nastoletnia Ivka, ktora okres nastoletnosci przedluzyla sobie o niebezpiecznych niemalze dziesiec lat. Koniec z zyciem na walizkach, gdzie cotrzymiesieczne przeprowadzki byly codziennoscia.

Czy sie boje? Najmocniej w zyciu.
Tak samo, jak najmocniej w zyciu obawialam sie slowa stabilizacja. To nie dla mnie, szalonego obiezyswiata, ktory nigdzie nie potrafil sie zatrzymac.
Nagle slowo stabilizacja zaczelo zyskiwac na znaczeniu. Slowo stabilizacja zaczelo nabierac wymiaru upragnionego. Slowo stabilizacja zawladnelo moim umyslem i wszelkie proby okielznania go spelzly na niczym. Butelka Pinot Gris oprozniona w samotnosci podniosla stabilizacje do drugiej potegi.
Ivka + stabilizacja = ?
Czy to rownanie ma jakikolwiek sens?

Oprozniajac kolejna butelke, tym razem wytrawnego Chardonnay'a, ten sens, jakkolwiek ulotny, widze. Intuicjo, nie zawiedz mnie!